Drabina, która pomimo tego że była stara, niszczała dalej od wielu lat u mnie na działce. Kiedyś była żółta, a jeszcze wcześniej zielona. Spróchniała jej jedna noga. Mama chciała ją w końcu wyrzucić. Poprosiłam żeby się wstrzymała chwile bo mam na nią pomysł i może uda mi się go zrealizować. I się udało :)
W pierwszej kolejności podcięłam jej nogi, musiałam wyrównać do tej spróchniałej. Oszlifowałam, wyczyściłam i zwątpiłam. Była naprawdę w opłakanym stanie. Zielona farba, która była na niej pierwsza, wgryzła się w drewno i bałam się że żółty, który do niej wybrałam nie pokryje zieleni. Do tego wyglądała po prostu brzydko, ale w sumie kasy na nią nie wydałam, tylko prace rąk własnych więc postanowiłam zaryzykować. Pomalowałam raz, niby lepiej, ale ta zieleń... Pomalowałam drugi i zrobiła się piekna! Z resztek desek jakie mi zostały po remoncie skręciłam dwie półki i pomalowałam je na biało (farba została mi z malowania boazerii) i oto rezultat. Teraz się cieszę oto takim pięknym mebelkiem, a żółty, który nadal nie należy do moich ulubionych kolorów prezentuje się uroczo :)